Cykl Portowy

Żaby, ryby, bobry, wydry, mewy, mandarynki, czaple, kaczki, komary, nurogęsi, czasem łabędzie, myszy, szczury, wiewiórki, sikorki, wrony, sójki, lis parę razy przyszedł, bażanty, kilka kotów w dawnej stoczni, kilkunastu ludzi. Mieszkańcy Portu Czerniakowskiego współistnieją z mnóstwem gości – mechanicznych i organicznych.

Bliskość dwóch ogromnych obiektów rozrywkowo-sportowych: Torwaru i Stadionu Legii Warszawa, a także kompleksu sportowego DeSki i okolicznych knajpek powoduje regularne wizyty kibiców, żeglarzy, kajakarzy polo, wioślarzy, tenisistów, rowerzystów, spacerowiczów szukających wytchnienia nad wodą. Dźwięki z klubów na cyplu niosą się po wodzie wibrując we wnętrzach barek.

W najbardziej południowym punkcie portu znajduje się biofiltrownia, do której wpada woda z kanałów Piaseczyńskiego i Czerniakowskiego. System kładek i pomostów znika wśród wysokich roślin wodnych. W lecie nie da się ich prawie zauważyć, co stwarza wybitne warunki do ukrywania się dzieci, zakochanych oraz młodzieży licealnej. W zimie mikro kanałki zamarzają, a w groblach czatują różnego rodzaju ptaki.

Jesienią powierzchnię wody pokrywają liście dębów, brzóz i topoli. Patrząc na cypel, czyli wschodnią ścianę portu ze strony ul. Zaruskiego o zachodzie słońca można odnieść wrażenie, że jest się na wywczasie daleko za miastem. Bujne korony drzew palących się w popołudniowym słońcu zakrywają drogę do śluzy. Można wypłynąć na rzekę kajakiem i obserwować spektakl świateł i ptaków na prawym brzegu Wisły.

Zimą barki przekrzywiają się na jedną stronę pod naporem lodu. Da się też jeździć na łyżwach, ale z zamarzniętej, przynajmniej częściowo, powierzchni wody korzystają głównie ptaki. Zbierają się w kręgach, podrywając się w międzygatunkowym poruszeniu. Ludzie korzystają z Sauny, wychodząc nago na jej taras w środku miasta. Po wodzie niesie się krzyk spowodowany szokiem termicznym. Mewy znów lecą.

Wiosną z topól leci śnieg. Zatrzymuje się na bojkach od boiska do kajak polo. Szum Trasy Łazienkowskiej miesza się z katarem siennym. Żaby powoli budzą się i nieśmiało skrzeczą. Czerniakowska nieraz staje, by dzielne matki nurogęsi przeprowadziły swoje dzieci na stronę rzeki. Bobry wychodzą na brzeg. Ludzie wychodzą na dwór. 

Lato jest magiczne. W wodzie rosną glony, a zdychające skorupiaki emitują całkiem sporo zapachów. Na pomoście przy Przystani Warszawa siedzą ludzie i mewy, opalając się i piknikując. Co jakiś czas rozbrzmiewa muzyka, czy „Sto lat” z baru na jednej z barek. Po porcie w kółko kręcą się ludzie na SUPach, czasami ze świeczkami, robiąc jogę. Wszystko wiruje w warszawskim lecie. Można zaśpiewać pierwszy wers „Kocham Cię jak Irlandię”, czy „Sen o Warszawie”, ale i tak nie będą wystarczające na opisanie lata w porcie.

Jednak rozmawiając ze znajomymi mieszkankami portu, zapytałam, jaka pora roku jest najlepsza. Usłyszałam: „Tego nie da się powiedzieć. Każda jest najlepsza”.

Życie portu jest sprzężone z życiem rzeki. Jest cicho i leniwie, tak klasycznie jak na środkowy bieg rzeki przystało. To naprawdę niezwykłe, że w centrum Warszawy, u jej uregulowanego brzegu znajduje się ostoja spokoju, która służy wielu. Teoretycznie Port Czerniakowski należy do Dzielnicy Wisła, ale w praktyce jest osobnym mikroświatem. Na powierzchni i pod powierzchnią.

 

Copyright © Fundacja Puszka